piątek, 13 lipca 2012

zaczynam mieć wszystkiego dość ...

jęków moich, bólu, kaleczenia siebie. zaczynam być na siebie zła za to, że nie dość że spieprzyłam  ceremonię i odebrałam sobie bycie szczęśliwą,  to jeszcze teraz siebie katuję.
tak, złoszczę się na stan rzeczy trudny do zaakceptowania.
postawię siebie w tej sytuacji - po moim monologu nerwy mi puszczają (hipotetycznie) bo druga strona zacięła się na nie. i nawet przypuśćmy, że pobiję a potem dostanę łomot za przemoc, za agresję.
tak, zostaje strach i wstyd. więc stąd te uniki?
dziwię się temu "olśnieniu", nieco obawiam swego myślenia. mrowi mnie głowa, więc to może stąd.
a skoro już takie gdybanie ma tu miejsce... to dlaczego on mógł do mnie przychodzić po najgorszym wyrządzonym - bo kochał, a ja nie mogę. dlaczego? ja też miałam dość jego i jego agresji i był moment kiedy umierałam ze strachu przed presją jaką wywierał na mnie. mimo to otwierałam.
tak, pętla.
---------------------------------------------
w domu napadają mnie lęki. jak dzikie zwierzę znów chcę wyrwać się z siebie i być przy nim. mam nadzieję, że napady będą co raz rzadsze i słabsze. nie wiem czy to zasługa gipsu ale mam drętwienie rąk, warg, całej twarzy, mrowienie. chcę prosić kogoś o nocowanie u mnie, czuję się bardzo niepewnie. jutro działka skoro świt (trochę rodzinnych nerwów) i pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz