niedziela, 22 lipca 2012

i co dalej...

poprzedni post pisany od dziesiątej do po piętnastej. zwlekłam się nieprzytomna z łóżka przed monitor. na dowód, że żyję zaczęłam przypominać sobie wczorajszy dzień. pisanie szło mi z trudem. bolało. to fakty. z faktami niejednokrotnie dawałam sobie radę. tym razem muszę uporać się z faktami oraz z faktami o mnie.  koniec pytań bez odpowiedzi.
a co ze mną? czuję się tak jak zazwyczaj w związkach (choć było ich niewiele) i po nich. "ona sobie poradzi". no i ona musiała być silna, zacisnąć zęby i sobie radzić. uzbrojona wychylała czasem nos ze swojej zbroi. a na pieszczotę delikatnym piórkiem reagowała kichnięciem, że aż świat dudnił u podstaw.
nie wiem co ze sobą zrobić tak na prawdę. nie wiem czego chcę i gdzie iść. liczę, że natura jest mądrzejsza ode mnie i zostałam jednak wyposażona w pewne mechanizmy chroniące przed autodestrukcją.
jak widać z całą determinacją opieram się próbom zamiatania problemów pod dywan. to będzie dla mnie ważny okres w życiu.
i teraz mogę powiedzieć z całą pewnością, że nie do końca jestem sama. z głębokich letargów wyrywają mnie telefony osób, którym na mnie zależy. i gdyby to była gala oskarowa podziękowałabym w szczególności Nice, Siostrze Madzi, Lonie a także Mamie, Grażce i jeszcze troszkę bratu za to, że są i są wyrazem na to, że byłam i świat się wcale nie kończy. teraz to raczej dla mnie gorzkie stwierdzenie, bo czuję jego krawędź pod palcami. jak to Nika mówiła "będziesz przez jakiś czas w ciemnym pokoju, poznasz jego każdy metr, każdą wypukłość i krawędź zanim otworzysz drzwi. za nimi będzie po prostu widno. będzie inaczej, ale uwierz, że będziesz czuła się lepiej kiedy one się otworzą. gdybym tylko mogła zrobiłabym to za ciebie, ale niestety każdy musi przez to przejść sam. jest trudno, nawet bardziej niż trudno ale potem okaże się że było warto".
no cóż, jak to mawiali starożytni rzymianie "komu w drogę temu buty na nogi".

nie wiem gdzie, co i w którą stronę. cała jestem popruta i zaniedbana. ale tym razem nie udaję że jest inaczej. oto ja, przed którą uciekałam nie mogąc się zdobyć na rozstanie z każdym dawnym mężczyzną.
jestem ciekawa siebie na miesiąc styczeń 2013r. jaka będę i co zrobić mi się uda ze sobą i dla siebie przez pół roku. chcę wierzyć, że nie zmarnuję tego czasu.

niedzielny wieczór
 nieprzytomna ze zmęczenia i przesypiania dnia nie mogłam znieść myśli o sytuacji bez wyjścia, o zamknięciu w domu. zaczęłam się dusić. wywlokłam się po rower do piwnicy. park planty i koncert HOW TO JAZZ TRIO. nie pamiętam, tak szybko przyjechałam, łzy na policzkach... przysiadłam się do pary staruszek. pytlowały o zwykłym życiu, krytykowały muzykę, że niby zbyt współczesna i drażni. zadzwoniła mama. opowiedziałam jej o poprzednim wieczorze. starałam się być spokojna, ale żalu nie potrafiłam wysłowić. wróciłam grzecznie trzęsąc się na przemian z zimna i wrażenia. porysowane drzwi zdezaktualizowały się.
szybko tabletka na napad lęku. spacer z psem. tabletka na sen, żebym nie zrywała się po nocy zlana potem, żeby nie wykrzykiwać jego imienia do zdarcia gardła. sen, sen... i zapuchnięte oczy nad ranem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz