środa, 25 lipca 2012

no i tyle w temacie złudzeń

nie mam wyboru, muszę zdać się na ślepy los i upływający czas. przecież sama nie do końca jestem pewna jak to będę widziała z dystansu.

wczoraj zdobyłam się na ogarnięcie mieszkania. wstyd powiedzieć, ale zaczynałam nocować w chlewie, łóżka przypominały barłogi, zlew scalał się z górą naczyń. do tej pory nie miałam siły na nic poza tępym ślepieniem się załzawionymi oczyma w ekran tv tudzież monitora. spojrzałam na ten obrazek i zapłakałam gorzko. właśnie tak wyglądam w środku. powoli zaczęłam zbierać ten bajzel. na pierwszy ogień wzięłam balkon. półżywe rośliny smutno patrzyły przekwitniętymi łbami, żółtymi liśćmi. wygłaskałam, doprowadziłam do porządku. znów to samo. ja muszę sobie dać z tym radę, nikogo więcej nie ma już. trudno się poruszać.
jak miałam nie zwariować kiedy dwa związki nałożyłam na siebie.
jedyne co mi zostaje to nie karmić się złudzeniami i żyć tak by się przed sobą już nie wstydzić.

może nie będzie źle. póki co funkcjonuję podpierając się całkiem zgranym towarzystwem.
zasypiać mi pomaga uspokajająca tabletka wspomagająca fizjologiczny sen i znosząca nadwrażliwość na serotoninę. dzień znieść pomaga mi antydepresant 150mg od dziś. ten bohater pomaga mi nie spadać zbyt nisko. a kiedy szaleństwo mnie zaczyna ponosić mam innego znajomego - środek przeciwlękowy (tego nie lubię, wysysa energię zostawiając otwarte oczy).
     wczoraj przed snem popiłam biały płatek myślą - to, żeby się wyspać i nie było jutro mrowienia na ciele, bo wchodzę na wyższą dawkę i różnie może być. przeleczę wariata, może będzie lżej. wciąż jestem sobą mam nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz