niedziela, 22 lipca 2012

godzina zero

co mam napisać kiedy palce i całe ciało odrętwiałe. nie mogłam zwlec się z łóżka, najchętniej bym się nie podnosiła. chemia mnie podniosła. tabletka na sen przestała działać i oczy się otworzyły. mózg zaczął pracować i nie pozwolił zamknąć powiek. stało się. wszystko się dopełniło.
wczoraj wróciłam z działki znacznie wcześniej. starałam się zdążyć przed koncertami "pozytywne wibracje". te nazwy są czasem dalece ironiczne w stosunku do sytuacji, jaki mają miejsce w życiu ludzi. może kiedyś inaczej spojrzę na to, może nie.
byłam z powrotem w mieście wcześniej niż zwykle. po godzinie szesnastej jeździłam rowerem po miejskich placach.
nic, pusto. wróciłam do bramy, impreza powoli się zaczynała. podjechał do mnie mężczyzna, może niejaki Grzegorz, może tylko znajomy z widzenia. opowiedział o wczorajszych koncertach, pożyczył miłego wieczoru. ruszyłam dalej. zatrzymało mnie dwóch mężczyzn, przeprosili za zaczepkę. jeden powiedział, że musiałam to usłyszeć "pięknie pani wygląda w tej bluzce, z daleka przyciągnęła pani moją uwagę". podziękowałam wymuszonym uśmiechem. przecież to teraz nie ważne. to dla Niego chcę wyglądać pięknie. to dla niego moja kobiecość się obudziła. że bez niego czuję się jak naga latarnia, płonąca ze wstydu.
miałam dość tych podchodów, tego mataczenia. chciałam się z tym zmierzyć, przestać uciekać, chować się. nawet nie chodziło o ukaranie lecz o zmierzenie się z tym kim się stałam a kim nie chcę dłużej być, kim gardzę. mimo śmieszności, mimo wstydu. te pojęcia nie do końca są na miarę.
jeszcze raz pojechałam miejskimi placami, drogami jezdnymi, pieszo-jezdnymi, rowerowymi i pieszymi.
...
zostałam sama z oczyma pełnymi łez.
wsiadłam na rower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz