czwartek, 12 lipca 2012

ćwiczenie się w szacunku do woli

jestem dziś tu, w tzw. domu.
postaram się nie szaleć, jestem zmęczona. nieprzytomnie.
tymczasem muszę oswoić się z tym co się stało, co ze mną się dzieje.

właśnie wstałam z drzemki po wizycie u psycholog - zmęczenie materiału.
tydzień obfitował w wydarzenia, w skrajne emocje i jestem emocjonalnie wyczerpana. i nie chcę pędzić na oślep przed siebie żeby się zapchać czymkolwiek. nawet daję sobie prawo nicnierobienia.
a co, posiedzę tępo gapiąc się przed siebie, pozastanawiam. odpuszczam sobie ten pęd zdarzeń, opadłam z sił i nie zależy mi na nich.
kata wewnętrznego posadziłam na miękkim krześle, niech chłopina da odpocząć nogom. nastał się nieco, namachał toporkiem nad głową moją i innymi głowami. krwiożerczy Rumcajs z mojego świata pełnego okrucieństwa i strachu. a może by tak poznać go. może pod tym kapturem ma spłakaną twarz mordercy mimo woli - jak i ja. może warto zaopiekować się nim, bo sam został na tym świecie. może warto kwiatek mu wcisnąć dla żartu w pusty oczodół albo za to wszystko choćby palec, niech się zdziwi po ludzku. może to równy gość, który potrafi sobie i mi odpuścić. bo tak na prawdę czego ja się boję, co takiego zrobiłam, co się stało, że zabroniłam sobie czuć, pragnienia swe spełniać. no co?

będę chciała przyznać się do tego co potrafi taki typ jak ja. jaką piękną miłość odtrącać kiedy się boi, niepewnie czuje.
nie potrafiłam się przyznać do ludzkich uczuć i obaw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz