poniedziałek, 9 lipca 2012

dzień dziś grzmotem i łez

Boli, szarpie, rozrywa niepokój o siebie samą kiedy staję z obrazem zła wyrządzonego.

Rodzina zwabiła mnie do siebie. wypłakałam się jak dzika, wykrzyczałam o miłości skrywanej o tym że im bardziej czułam tym bardzie dusiłam bo bałam się każdego jutra. jak dobrze, że istnieje chemia pomagająca zdusić histerię zanim będzie za późno. końska dawka powaliła mnie na kolana i już jak dziecko łkałam. spowiadałam się rodzinie ze swoich grzechów jeszcze dokładniej bez hamowania emocji.

Umówiłam się do specjalistów: psychiatra - środa, psycholog - czwartek właśnie ten co nie zwrócił na szał uwagi, ale mimo zbyt niewielkich efektów coś tam mnie zluzował, więc nie do końca żałuję tych wizyt, a może nie).

Dzwoniłam do przyjaciela. moja nocna wizyta i wczorajsza z nim rozmowa roznerwicowały go, więc schował się w swojej skorupie. w sumie nie dziwię się mu, trudno się pogodzić z niepewnością. muszę to jak najszybciej rozwiązać, oczyścić swoje życie, zmierzyć się z prawdą o mnie, bezplanami na przyszłość, odrzucić protezę asekuranctwa.

Kochana Nika pilotowała mnie cały dzień. Calusi dzień nasłuchiwała przez różne słuchawki, nety, smsy czy ze mną i jak ze mną. Skarb wielki, chociaż boli mnie kiedy tak źle ocenia Go, choć wiem że czasem słusznie, wiem również, że gdyby okoliczności były inne to byłabym szczęśliwa z nim nie chwilami a cały niemal czas.

Postaram się zasnąć tej nocy.
Boję się pustego mieszkania, porysowanych drzwi, grzechów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz