poniedziałek, 29 października 2012

słowem wytłumaczenia...


"co się stało z twoim blogiem?"

zastygł, tak mogłabym odpowiedzieć na każde z tych pytań.
spełnił swoje zadanie. przestałam uciekać i chyba nieco się poukładałam. gdybym miała wprost odnieść się do podtytułu tego notesu to powiedziałabym bardzo nieśmiało, że się chyba nieco odnalazłam. zatem póki co poskromię ekshibicjonizm emocjonalny.

dziękuję za każdą chwilę, którą mi poświęcono, za każdy telefon zaczynający się od słów "czytałam/czytałem...".
kilka smoków pokonałam, kilku obcięłam ogony, kilka ogonów mnie obcięło.
a poza tym "to tylko życie, ani takie dobre, ani takie złe (...) ludzie są jacy są, czasem biedni, czasem głodni".

sobota, 27 października 2012

czuję, że ten blog spełnił już swoje zadanie.kto był przy mnie ten wie co się działo w okienkach, jak się działo ze mną i wokół. najważniejsze, że nie trzymałam emocji w sobie, nie kisły, nie tęchły, nie psuły mnie bardziej. i zawsze byłam szczera, miałam to poczucie bezpieczeństwa, że cokolwiek zaniepokoi bliskich czytających te wpisy, to bedą w stanie mi pomóc albo przynajmniej krzyknąć o pomoc za mnie.
już potrafie być szczera ze sobą, podoba mi sie to. jest prostsze i bardziej ludzkie niż wcześniejsze maskowanie ran, ran po ranach...
potrafię być sama, odmówić sobie biegnięcia bez celu w panice odrzucenia. 
potrafię docenić siebie i dać sobie prawo być sobą przed sobą. nie potrzebuję oczu do przeglądania sie w nich. 

piątek, 26 października 2012

stop przyzwyczajeniom...

dot. pożeraczy czasu...
takie nowe postanowienie własne. może uda mi się je wdrożyć w życie, chciałabym.
portale społecznościowe, czytywanie nikomu niepotrzebnych informacji, a jakże absorbujących - to wszystko w tzw. przerwie śniadaniowej, do kawy, do kanapki.
po ostatnim bublu w projekcie (który okazał się nie być tak wielkim błędem, ale jednak!) sama sobie się przyglądam i to co widzę nie podoba mi się. myśli zaczęły się rozbiegać, a praca zaczyna być na drugim planie. a ja lubię dni, kiedy widzę wymierne efekty moich wysiłków.
więc... chyba zaczynają się zmiany też i tu.

416. pewnie

"Co jest w życiu pewne? To, że nie możemy znajdować się w dwóch różnych miejscach, bo my to jedna osoba o dwóch sercach, o dwóch parach płuc, czterech dłoniach i stopach. Mamy także dwie pary oczu i ust i dwa nosy i dużo piegów i pieprzyków. 200 tysięcy kilometrów naczyń krwionośnych, 10 litrów krwi i dwie tętnice szyjne. A ile przedsionków i komór - po cztery równo, prawe i lewe. I aorty dwie i zastawki półksiężycowate. A duszę mamy jedną, bośmy się spotkali, znaleźli i złapali za ręce. I to jest w życiu pewne." 


http://szumowska.blogspot.com/2012/10/416-pewnie.html
 

czwartek, 25 października 2012

tylko spokój może nas uratować

- powiedz mi coś miłego.trochę świat mi się wali
- nie martw się, każda żmija w końcu przemija
- i jak Ciebie nie lubić
- no, nie da się, wiem

jeszcze środa

wczoraj dostałam  wiadomość o chorobie w mojej rodzinie, nogi się pode mną załamały, paniczny strach. pierwszy odruch to nie być z tym samej. telefon trzymany w ręku. wybrałam numer osoby najbliższej sercu. poczta, nagranie. znów poczta, nagranie. oddzwonił. już nie istotne co mówił, nie o takich odruchach bliskich myślimy kiedy wali się świat. tak, każdy ma własne problemy większe czy mniejsze. on powiedział "nie życzę sobie podobnych telefonów od nikogo". sparaliżowało mnie, wycofałam się w jednej chwili z otwarcia na tego człowieka. rozczarował mnie całym sobą. na taki telefon trzeba sobie zasłużyć, to dowód ogromnego zaufania, oddania i bezbronności. niestety, nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, z pewnością nie on, nie stać go na to, przerasta go.

środa, 24 października 2012

nie zaspałam, ale to paskudny dzień

przy biurku 08:10 i zdążyłam się jeszcze na samochody z kimś zamienić. lubię się przesiadać, lubię jeździć autem, im lepszy tym bardziej lubię.

nie wiem  jak to się dzieje, każdego tygodnia jeden dzień mi się zawierusza. dziś byłam niemal pewna, że jest wtorek, a on się podkleił pod poniedziałek. też tak macie?
zatem skoro dziś środa, to ja dziś idę potańczyć. to lubię!

oho, chyba zbyt pewnie się poczułam, puściłam bubla.  mała omyłka a mnóstwo za sobą konsekwencji pociąga. zatem nauczka dla mnie, nosek nieco w dół i wrócić do szlifowania warsztatu... pożar w burdelu z tego powodu.
(...) pożar zażegnany. morał taki, ze muszę zadbać o większe skupienie na pracy.

zaczyna mnie wszystko wkurzać wokół." koniec z pozwalaniem włażenia sobie na głowę." 
interesują mnie skuteczne metody pacyfikowania osób chcących mi zrobić z głowy poddupek, na początek poproszę o kask.

wtorek, 23 października 2012

rekord i bolący ząb

druga noc z rzędu kiedy gasiłam światło ok.czwartej nad ranem, zaspałam sromotnie. wstałam przed dziesiątą, o zgrozo! co za dzień. muszę się zwolnić z pracy przed trzynastą. nie wiem jak to zrobię. na szczęście szef w centrum. jestem w trakcie obcinania starych ogonków, wylistowane sprawy do załatwienia powoli staram się pokończyć. powoli, konsekwentnie... chcę zrobić miejsce dla realizacji nowych pomysłów. chyba jest dobrze, z pewnością już nie jest najgorzej.
------------------------------------------------------------------
udało się. 13:05 byłam w domu. ważna rzecz, zorganizowałam majstra do wymiany kilku grzejników w moim mieszkaniu na większe. sama samiutka sobie radzę, bez żeglarskiego koła ratunkowego. czas najwyższy przestać wyglądać w mężczyznach tatuśka. o, właśnie voo voo krzyczy z głośnika: "mamy się ku sobie, świat i ja", uśmiechnęło mi to buźkę. chyba się ku sobie mieć zaczynamy.
---> grzejniczki chodzą jak złoto. ciepło przy biurku, w końcu.
cholera, tęsknota boli. zwyczajnie ta rana boli. nieco była zastygła... zastygła raz, zastygnie ponownie, już to wiem, już nie panikuję. kiedy dostałam wiadomość z propozycją spotkania pomyślałam, że pewnie facet chce się przekonać czy coś poczuje kiedy będę obok, przez chwilę się zlękłam. ale pomyślałam o tym jak o bolącym zębie, nigdy nie jest to w czas ani w porę. wolę wyrwać wcześniej niż później, na raz zamiast na raty. to nie koniec świata, to tylko mniejsza część większej całości. niby nie dużo, ale jeszcze nie koniec świata. kto wie, może jak zamknę te drzwi, otworzę kolejne, może to początek...
------------------------------------------------------------------
P.S.  oj, szef wziął mnie dziś na dywanik, dał reprymendę za spóźnianie się do pracy. fakt, dziś przegięłam. cholera, zawstydził mnie jak szczeniaka. zaskoczyło mnie to i od razu sprowadziło na ziemię.
inna sprawa, że zaproponował mi, że będzie do mnie z rana dzwonił... "będę miał sposobność Panią lepiej poznać, to nas zbliży"... nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, więc sprowokowałam żart. nie chciał się dać wkręcić, patrzył głęboko w oczy z dyskretnym uśmiechem. w sumie, to nieźle zagrał. morał taki, że muszę położyć się do łóżka wcześnie.

poniedziałek, 22 października 2012

idę dalej na tych swoich kuślawych nogach

... choć na moment przystanęłam przy ławce w parku, niemal tej samej na której desperacko chciałam by cofnął się czas, w tym samym parku.
dam sobie chwilę na pracę, potem na zebranie myśli w jednym miejscu, napiszę dziś, jutro...
myślę, że dokończę. dokończę wątek, etap. tak, znów zachwiało mną.

bardzo sobie cenię pewną osobę, która nie "skorzystała z przyjemności" i pozwoliliśmy sobie rozluźnić kontakty. "za dużo zaczyna to Ciebie kosztować... tak, zaczynam czuć się winny", powiedział i miał rację. szkoda, że nie każdego stać na to by pomyślał o drugiej osobie równie poważnie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
szeroki uśmiech
maluje mi się teraz na twarzy. kurcze, to był dobry dzień. mimo wszystko...
po pracy umówiłam się z Niką w centrum, złamałam większość przepisów żeby nie musiała na mnie czekać. żeby jak najszybciej być z powrotem w domu, przy książkach. trochę sprawunków razem i szukanie prezentu... dla mnie. łatwo nie było, ale koniec końców wybrałyśmy piękną czarną pościel ze staro złotymi lamówkami... cudna, buduarowa, zmysłowa i efekciarska... zaczęłyśmy żartować na temat okoliczności jakim może towarzyszyć. przestałam się śmiać. zaczęłam mówić o tym co zabolało dziś, łzy zastygły w spojrzeniu. chcę żeby to był już ostatni raz.
a potem idąc korytarzem zobaczyłam dawno nie widzianego kolegę. prowadzi zajęcia ze wspinaczki na ściance. do tej pory mijając go na ulicy nie zaczepiałam, wydawał się być już tak odległy. tym razem zawołałam po imieniu. uśmiechnął się całym sobą na mój widok. tuliliśmy się jak dzieci, szczerze i ciepło, ściskaliśmy sobie dłonie. czysta radość. sprawdził dłonie jak cyganka co spogląda na skróty. "miało być dobrze, a wyszło jak zawsze... a ty? zaręczony, cudownie. a siostra Ania już jest uśmiechniętą mamą, wiem" całował mnie po twarzy mówiąc jak się cieszy, że się spotkaliśmy. powiedział, że prowadzi szkołę. "dorosłych też uczysz, chciałabym... to do piątku". w domu czekała na poczcie wiadomość jak promyczek.
życie dalej się toczy i uśmiecha, mimo chmur zwalistych.
Nika i ja posiedziałyśmy jeszcze przy książkach. jej uśmiechnięta buzia i mój spokój, że ktoś tak mi bliski nie musi przechodzić piekła przy rozgryzaniu trudnych kawałków przed egzaminem. że może pójść choć chwilami na skróty. to odpowiedź na wcześniejsze pytanie "co ja mogę zrobić". a teraz ona w trasie a ja do łóżka.

weekend

... są sufity, ściany, ogień w kominku, a teraz też jest podłoga. pierwsza warstwa farby z puszki na podłodze.
widać koniec prac na działce na ten rok. jeszcze stryszek docieplić, komin przemurować w jednym miejscu.
już można pomału kompletować klucze i myśleć o weekendowym uciekaniu z miasta.
póki co nie zapuszczam się tak myślami, wolę odpocząć od tych wyjazdów.
potrzebuję swojego czasu i prywatności dla siebie co raz bardziej.
jeszcze jestem w drodze, jeszcze wiele przede mną, ale chcę tego.
za miastem lepiej widać gwiazdy. wczoraj było ich mnóstwo na niebie. w końcu ze spokojem podnoszę głowę i pozwalam sobie patrzeć. nie tylko w gwiazdy. wczoraj, kiedy pozwalałam sobie by oświetlały mi twarz przypomniała mi się moja Holandia. dni kiedy zamykałam oczy przed snem wiedząc, że jutrzejszy dzień to czysta kartka, która do wieczora zapełni się śladami. i sama nie wiem co przyniesie, ale może zdarzyć się tak wiele, że warto szybko spać by zaspokoić ciekawość.
z natury boję się postawić pierwszy ślad na papierze, zawsze wygląda pokracznie.

sobota, 20 października 2012

cisza

... dochodzi w pół do trzeciej. za ścianą Nika odkłada książki na biurko. trudno jest być obok i nie potrafić odpowiedzieć na tak wiele pytań. sprawiedliwość. pokolenia borykają się z tym terminem i życiem.
dlaczego np. pracujemy na swój mały sukces i kiedy już chcemy sprawdzić ile jesteśmy warci okazuje się, że nie mamy ruchu. mówią czas. z czasem się okaże. potrzebny jest czas, etc. mija, nic za sobą nie niesie akurat dla spraw istotnych, zdawałoby się. i jak spokojnie patrzeć na takie pytania.
dzisiejszy dzień dużo przyniósł. niespodziewane spotkanie, które nie do końca jest jeszcze czytelne. i mimo wszystko spokój.myśli uciekają i powieki senne. więcej w głowie słów niż dotkniętych klawiszy.
rozkopana ulica, pan co przez rurkę słucha oddechu ze studni, dwoje ludzi nieobcych dla siebie i światło zalewające liście. wiem, ze lubisz liście. wiem, że brakuje ci mojego zapachu. nabrał raz jeszcze w nozdrza jej fragment. zaskoczona wykonała niezgrabny ruch. spotkały się usta. odskoczył. niechętny? dotknięta, dotknięty? dobranoc.

piątek, 19 października 2012

tak to było

co raz bardziej zmęczona jestem i co raz mniej piszę, powoli przestaję potrzebować układania się z myślami. chciałoby się cichutko powiedzieć "to tak było można? z w miarę czystą głową chodzić?". brzmi dziwnie, wiem. ale sama się dziwię, że taki kawał drogi przeszłam. to tu to tam. niby zwykłe sprawy, a dla mnie były ekstremalnie trudnym przeżyciem.
(wyrzuciłam stąd tekst... jeszcze do tego się przyznam, jeszcze dopowiem, jak widzę)
on ją chce, ona zaplątana w siebie, w emocje dziwaczne z uzależnieniem od maminego cycka, plątanina zależności, presji, szantaże emocjonalne, miłość co miała starczyć na całe życie, a zawlekła do ciasnych klatek ról, niewypowiedzianych oczekiwań, pękająca przy każdym grymasie rozczarowania, stała się niema, obcą twarzą patrzyła. potrząsaliśmy się za ramiona nieprzytomni, głusi i ślepi. "musimy coś zrobić, cokolwiek, proszę nie śpij. nie czujesz, że w naszym łóżku śmierdzi trupem? coś zdycha. proszę, odwróć się do mnie. nie wychodź, już nic nie mówię, nie zostawiaj mnie z tym, nie odtrącaj. proszę, odwróć się, przytul mnie, nie jestem twoim wrogiem, nie tęp mnie tą ciszą i odrzuceniem. boję się. o nas... dlaczego nie chcesz wracać do domu na weekend? to kolejny raz. zapomnimy siebie... przeczekać? aż będzie między nami lepiej? nic się samo nie rozwiąże... przecież mówisz, że zależy ci i znów nie wracasz do domu. jestem już tym zmęczona. proszę, wróć... mów do mnie, rozmawiaj... nie dam rady sama żyć przy tobie... dam ci wszystko co mam... oddałam wszystko co miałam... jak to nie masz pomysłu? jakiego pomysłu? na to wszystko, na co? to po co to ciągniemy... teraz mi mówisz nie wiesz... teraz?" (a więc napisałam to).
on pojawił się w jej życiu niechcący. spotkali się na kawie, był rozczulająco młody i w oczach miał pragnienie, ciekawość.
ona dawno tego nie czuła.


czwartek, 18 października 2012

dzień dobry... się zanosi być

i dobrze!
obudziłam się o czwartej, uśmiechnęłam do siebie i tym razem przespałam się do szóstej. poranna kawa w kocu, na balkonie... to miłe ugryzienie dnia. tak piękne są mgły w mieście, bosko stopniują się plany panoramy miasta. no i cała paleta żółcieni liści, traw... cuda na badylu.
wspomnienie ostatnich dni i krzywy grymas twarzy.
tak na marginesie... ponoć prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna ale jak kończy.
mr. BC znów jest w pracowni. właśnie delikatnie wyprosiłam go z mojego stanowiska. podsiadł mnie skubaniutki i swoim czarującym uśmieszkiem chciał zbajerować. trochę powalczyliśmy z jego kompem i póki co mam zaproszenie na kawę, z zastrzeżeniem kolejnego stopnia wtajemniczenia... "już jesteśmy po kawie biurowej, więc pozwolę sobie Panią zaprosić na włoską kawę do..."
tym razem zaproszenie przyjęłam.
-----------------------------------------
 pora uporać się z przeszłością.
to będzie dobry dzień, wystarczy spojrzeć jak piękne światło jest za oknem.
-----------------------------------------
to lubię :) pozytywne załatwianie i szczęśliwych inwestorów.

środa, 17 października 2012

rozchwiało mnie nieco

po godzinie 17 czułam się bardzo nieswojo. mało powiedziane.
wystarczy. po pracy biegałam po mieście załatwiając to to, to tamto.
słowa... dlaczego kobiety je tak kochają? brakuje mi towarzystwa normalnego faceta. po przyjeździe jeszcze nie widziałam się tu niemal z nikim.

park, latarnie, pies, śmiech i deszcz

tak właśnie było. zaparkowałam przy parku, włożyłam kwieciste kalosze, na ramię zawiesiłam parasol. biały pies białym ogonem merdał. to był dobry pomysł.
moja nowa znajomość upewniła mnie w tym, że jak jest potrzeba to nawet trzeba ją spełnić. dla siebie. podglądam go czasem, uczę się i podziwiam, szanuję za upór w dążeniu i realizowaniu nawet niemożliwego. nawet jeśli czasem jest bardzo trudno i nie wychodzi. nie jesteśmy ze sobą, chociaż serdeczność, życzliwość, przyjaźń to pewne ciepłe ze sobą bywanie. pozwalam sobie na bycie sobą przy nim, nawet kiedy mi za swoje ułomności wstyd. pozwalam sobie patrzeć na to jaki i kim on jest. bardzo mi się podoba to, że przestałam nanosić korekty, wymuszać spełnianie moich oczekiwań. czasem dostaje się w ten sposób dużo więcej, również emocjonalnie i również od samej siebie.
park  pełen liści w swoim wieczorowym stroju był piękny. pies szalał całą sobą, po chwili całą mną. w tzw. międzyczasie starałam się zrobić kilka fotek pożyczonym aparatem. niestety, nie panuję nad nim, więc będzie dobrze jak choć jedna wyjdzie. zaczęło padać ... i to było to!
----------------------------------------------------------------------------------------------
zaczynam doceniać miejsce, w którym jestem. sama, bez starych zobowiązań, bez niezdrowych emocji, bez poczucia winy. okazało się kto jest kim, maski spadły, również ta moja. pewien strach przed jutrem, niepewność? są, oczywiście są, trudno jest iść w pojedynkę, ale może to tylko odcinek. mam nadzieję, że po coś.
cholera, rzeczywiście wiele się we mnie zmieniło. ostatnio nawet Nika powiedziała mi "oddaj mi starą szpilkę! nie możesz być mądrzejsza ode mnie." jasne, że żartem.
... właśnie z nią rozmawiałam przez tel. śniła się jej podobna sytuacja. facet odzywa się do niej po dramatycznym rozstaniu. "nawet nie pomyślałam wcześniej ile cię ta sytuacja kosztuje. jesteś dzielna, zobacz jak dużo zaczęłaś dla siebie znaczyć".
tym bardziej cieszę się z nowej znajomości, która tak wiele uszanowała odmawiając sobie przyjemności.
tak, w końcu zaczęłam coś dla siebie znaczyć i nie chcę tej wartości spaprać brudnymi łapami.

wtorek, 16 października 2012

szesnasty_październik

(choć więcej ich już było)
znów obudziła mnie godzina czwarta na zegarku, budzik jeszcze śpi.
komputer, pranie, zmiana pościeli na puszystą zimową, pachnąca nowością. do tego jeszcze długa aromaterapeutyczna kąpiel... tatuaż niemal się wymył (oj), ale piękna opalenizna została.
pierwsze życzenia urodzinowe  na poczcie, pierwsze na portalu społecznościowym.
pierwszy poranny telefon i dobrożyczenie, kolega w pracy z paczką żelków i słodkim sto lat.dobrze mi dziś, dopieszczają mnie. i tak mogłoby być przez pozostałe 359 dni.
pierwszy sms z zaproszeniem na wino w szeleście liści parkowych. w sumie nic lepszego nie mam w planach, więc kto wie ... kolejny sms, ten z tuzinem mufinek, mniam ...
a "w małej czekoladce urodzinowej" mogłyby być same słodkości, od kochanej i kochającej osoby z ust do ust podane.
"cieszę się, że to dobry dzień, ale jak się tak dobrze wygląda to można nie przejmować się wiekiem. hmm, kilka miłych szczegółów mi się przypomina... "  takie słowa też się pojawiły. każdej kobiecie dobrze robią.
d   ----------------------------------------------------
z   ----------------------------------------------------
i    ---------------------------------------------------
e   ----------------------------------------------------
ń   ----------------------------------------------------    w  trakcie.

mnóstwo cudnych telefonów z życzeniami. jeszcze wieczorna wizyta mamy. kwiaty, niewielkie prezenty, dobre słowa. budujące, że tak wiele niesamowitych osób mam wokół. to WY, do Was piszę - jesteście kochani, przeze mnie. a wszystko dzięki temu jacy jesteście.
.............................................................................................................................................
 22:03 jałowe czatowanie poprzez pocztę. spojrzałam na zegarek, zrobiło mi się żal czasu. ostatnie dwie godziny tego dnia. moje dwie godziny. czego dziś nie udało mi się zrobić dla siebie? patrz wyżej ...  wino w szeleście liści parkowych. pogoda pod psem, zatem auto, zatem to wino musi mnie rozgrzać po powrocie, przed snem. dziś już jedną stertę liści rozkopałam, było bosko. mi i psu. teraz nieco wilgotne, ale za to park pusty. dłużej się nie opieram, idę się bawić :)

poniedziałek, 15 października 2012

i ja jestem zażenowana faktem

istnienia tego bloga.

potrzebuję swojej intymności dla siebie.
nadal burzą się myśli, nadal malują się różne kolory.
może właśnie zapowiadam zmiany, w tym pewne końce.
potrzebuję do tego skupienia i ciszy wokół siebie. i dużo, dużo siły.
 --------------------------------------------------
P.S. serce nie sługa (kto wie, ten wie), a co do ciszy - wpadł mi w ręce obrazek (zamiast poniższy należy chyba powiedzieć poboczny).

niedziela, 14 października 2012

egzamin z oddychania

kolejny zakręt mojego życia, w który weszłam.
chęć wyrzucenia z siebie lęków i złych wspomnień. 
wszystkie posiewy znajdują swoje żniwo. kontuzja dla psychiki. 
z braku talentu do opancerzania się żyję z nerwami na wierzchu.
skaza, która każe mi wracać emocją mogłaby wygenerować nową jakość. 
artykułuję siebie do obłędu.

sobota, 13 października 2012

lista hop i bęc_2

 12 Kroków dla Dorosłych Dzieci z uzależnieniowych i innych rodzin dysfunkcyjnych
więc może ... to po prostu
http://www.dda.pl
http://temuktonierozumienicdotego.blog.onet.pl/Jestem-DDA,2,ID227303352,n

chociaż to kojarzone jest z rodzinami, w których występowało uzależnienie od alkoholu, to przecież nieobecność rodzica to też ojciec, który porzucił swoją żonę w ciąży i małą trzylatkę.... matka, która nie potrafiła się odnaleźć po opuszczeniu ... to też ojczym, który chorował całe życie, również psychicznie, terroryzując całą rodzinę.
nieobecność, niepewność, brak podstaw do tego by pozwolić sobie na spokój i budowanie własnej wartości.

sobota

zaczynam potrzebować swojej intymności dla siebie.
nie zapowiadam jeszcze końca tego okna, chociaż może właśnie to.
to miejsce jest myśleniem na głos. a ja już coraz ciszej mówię i potrzebuję skupienia i ciszy wokół.
----------------------------------------------------
tak naprawdę ostatnie wpisy były raczej "spod łokcia" pisane.
ręce i głowę miałam zajęte czymś innym.
ten wyjazd, tak nagłe wyrwanie z kontekstu...
odwróciły moją uwagę.
przyzwyczajenia przestają być bezmyślnym gestem czy też udręką.nie uprawiam już dawnych rytuałów.
ktoś zostawił gdzieś komentarz na kształt "stygniesz". i to chyba prawda. ostygam z dawnych emocji. rozglądam się wokół siebie bez oceniania a raczej poznawczo.
teraz piszę. ale to raczej tylko ślad tego co przez głowę mi przepływa. zamyślam się między słowami.
ani w górę ani w dół. nie jest też zawieszenie się.
może to jest ta cała "stabilizacja"...
----------------------------------------------------
a może uda mi się dzisiaj opublikować zdjęć kilka z wyjazdu, znajdę czas i napiszę? może mi się uda, zobaczę. mam zdjęcie, którego jestem ciekawa. ale teraz kilka obowiązków.
p.s. wczorajszy wieczór był udany :) nawet jedna z was ma fragment nocnej rozmowy nagrany.

piątek, 12 października 2012

jak kuba tak kubie


no, no... kolega z ławki mnie wystawił. i to jak! cokolwiek mu mówię,  żeby opracował on zlewa to usilnie i ostentacyjnie. bojkot na całego. dlaczego? nieobecna już dziś szefowa nie wymagała od niego inicjatywy. chodziła wokół niego spokojnie projektując i podrzucając wstępne szkice, potem wisiała mu na ramieniu nanosząc na bieżąco korekty. kiedy ja tak robię, kolega jest zrelaksowany i ochoczy do współpracy. niestety rzadko mogę sobie na taki komfort pozwolić, ponieważ zarówno ja jak i kolega dostajemy temat lub zakres. i prawdę mówiąc z moją niepamięcią czasem mam jak zawiązać.
zresztą bardzo trudno mi się chorej pracuje, on widzi na bieżąco jak się męczę.
szlak mnie trafia nieco, bo facet jednym ruchem ostatnio wyrzucił całą koncepcję. wiedział ile pracy mnie to kosztowało. przed urlopem całą sobotę się tym zajmowałam aż do 21 wieczorem, po czym wpadłam do domu, szamka i szybkie pakowanie. za dużo powiedziane - wyjęłam walizkę i wrzucałam do niej na chybił trafił różne szmatki. i bieguskiem na transport na lotnisko. wariactwo.
wracając do tematu... pytam kolegę po powrocie: dlaczego pan to wyrzucił? 
- szef powiedział
- ale szefowi pan tłumaczył o co mi chodziło?
- sam nie rozumiałem
- przecież omawiałam to z panem, zostawiłam kartkę z opisem, był pan ze mną na obiekcie i na spotkaniu z inwestorem...wszystko pan wiedział!
- myślałem że to takie luźne gadanie.
no żesz... i jak tu nie złorzeczyć ?
---------------------------------------
to była wycieczka po fragmencie mojego biurkowego dnia

weekendowe plany

zbędne, wystarczy dobry nastrój
... wczoraj znienacka się zrodziły.
przyjeżdża siostra, zostaje na noc. siostrzanymi siłami organizujemy dziś imprezę urodzinową (16.10 niestety w tym roku rozsiadł się w środku tygodnia).
hulaj dusza, piekła nie ma. kilka atrakcji jest już zapewnionych - diabelskie dziewczyny.
zatem każdy kto wie jak trafić do mnie, powinien już czuć się zaproszony (formuła otwartych drzwi).
zależy mi na tym by nie tylko złe chwile móc dzielić ale też i te lepsze.
a co z tymi, którzy znają mnie jedynie z tego okna ?
jeśli tylko ktoś ma ochotę, proszę zostawić na siebie namiar w komentarzach - napiszę, zadzwonię.

czwartek, 11 października 2012

smarkata, w głowie szum i robota na akord...

żesz... jasna cholera jaka paskudna mieszanka okoliczności. całe szczęście, że weekend coraz bliżej. mam dość tego tygodnia!
nic tylko wpaść i wypluć się tu:
http://www.chujnia.pl/

uff... przewaliła się rzesza ludzi, każdy coś mówił. wśród nich szef uprawiający nagonkę "tempo, tempo. gotowe, wydrukowane, podpisane?". mam go już dość, powyżej uszu, od jakiegoś czasu jest mało zorientowany w postępie prac. gdyby nie sytuacja na rynku pracy, to właśnie w tym momencie bym się pożegnała. ostatnio dużo o tym myślę, żeby przejść na swoje albo po prostu wyjechać stąd.
jak dobrze, że mogę tu zsypać słowa nie otwierając ust.
trudna sprawa... chorej chodzić do pracy, markotna i ledwo przytomna. dziś posiedzę pewnie do 18. ale może uda mi się coś zrobić. w domu po łyknięciu grypsów wkładam się do łóżka zazwyczaj i praca zostaje w torbie...
niewiele mam czasu dla siebie. chociaż nie do końca... oj, skłamałabym.
-----------------------------
dziwne, nieco pływam po wierzchu siebie, takie mam wrażenie. nie zagłębiam się, nie analizuję, nie spowiadam. ale to nie jest jakiś wymuszony stan ani poza. czasem tylko się zamyślam patrząc na siebie i to co się dzieje wokół. nie chcę przespać życia, ale też nie siłuję się z nim.

środa, 10 października 2012

drugi smarkacz

dzień drugi siedzę za biurowym biurkiem zamiast w swoim łóżeczku.
-------------------------------------
00:23 dla mnie to nadal dzień wczorajszy, łóżeczko mam daleko w planach.
przeglądałam twarzowy portal i wpadło mi w łapki zdjątko.
wiem, jak zaliczenie na ergonomię (kto wie o co chodzi, ten teraz uśmiecha się o taaak :)
nieobecność
jak zaliczenie tematu "nieobecność" na "zal." - odpękane dobrze i tanio. w sumie nie pamiętam od ilu było punktów... ktoś podpowie?
aha, ale o co chodzi? zapodział mi się wątek.
kilka dni temu zrobiłam wpis o zaprzestaniu piętaszkowego odliczania , więc tak mi się luźno skojarzyło.
czy zaprzestałam? zaprzestałam też i tego.
spokojnie i bez egzaltacji.

P.S. nie mogę się doczekać poniedziałku. o tym przy innej okazji ;)
--------------------------------------
teraz zmykam, wleję sobie pysznego wina kieliszek i zrobię rachunek sumienia... sporo zaległych spraw mi się zebrało. trzeba wylistować to i owo i zająć się obcinaniem ogonów.
pochwalę się. na sobie mam śmieszne okrycie, które wypatrzyłam w jednym ze sklepów na wyjeździe - czarno-białe, przypomina nieco tkany koc z kapturem, frędzlami, ma obszycia z krajek, ciepłe bo z wełny wielbłądziej i śmiechowe. (czy ja kiedyś dorosnę? ) cieszą mnie takie wynalazki. póki co grzeje mnie znakomicie.
wiem, pamiętam ... jeszcze mam opisać swój wyjazd... opiszę. teraz zmykam.

wtorek, 9 października 2012

smarkacz

tia... wilgotne od łez spojrzenie, rzewne można by rzec.
pociągająca, szkoda że nosem.
tłuścioszek teraz ze mnie. się spali w tzw. międzyczasie. grunt to nie brać do głowy żeby nie urosło do rangi problemu w głowie. zostawiam to naturze. jest częstokroć mądrzejsza.
ja mocium panie przez tą klimatyzację i zmiany temperatur nieco się podziębiłam.
póki było ciepło było bezobjawowo. a tu w zimnym własnym kraju, bakcyle wyciskają mi łzy z oczu, z nosa kapie i krztuśnie na całego.
wczoraj wizyta u lekarza.

rozmawiałam wczoraj z Niką i okazuje się, że ja już nie za bardzo chcę do tego tematu wracać. jestem w punkcie, w którym niewiele mogę powiedzieć o przyszłości, ale przeszłość jest już zdefiniowana, może po prostu pogodziłam się z nią.
jak mi z tym? dziwnie. wstałam z kolan i wydaje się, że złapałam względną równowagę, mimo chwiejnych jeszcze nóg. tu i teraz jest świadome. coraz częściej słyszę jak mówię co mi się podoba, co drażni. mówię na bieżąco i jest mi dobrze z tym.
najzabawniejszy był dialog z wspomnianą wcześniej nową znajomością:
ja - ... 
on - ...
ja - kurcze, ale ja dorosłam
on - ?
ja - a więc pomyślałam to na głos. (wytłumaczyłam się)
on - tak, to co powiedziałaś było bardzo dojrzałe i wierzę, że niełatwe.
ja - nawet nie wiesz jaki czuję teraz spokój. brzmi to dziwnie, ale jest to dla mnie nieoswojone uczucie.

poniedziałek, 8 października 2012

Annalena

Lubiłem twoją aksamitną yoni, Annalena, długie podróże w delcie twoich nóg.
Dążenie w górę rzeki do twego bijącego serca przez coraz dziksze prądy sycone światłem chmielu i czarnych powojów.
I naszą gwałtowność i triumfalny śmiech i pośpieszne ubieranie się w środku nocy, żeby iść kamiennymi schodami górnego miasta.
Oddech wstrzymany z podziwu i ciszy, porowatość zużytych głazów i portal katedry.
Za furtką do plebanii ułamki cegieł i chwasty, w ciemności szorstki dotyk oskarpowań muru.
I później patrzenie z mostu w dół na sady kiedy pod księżycem każde drzewo osobne na swoim klęczniku, a z tajemnego wnętrza przyćmionych topoli stuka echo wodnej turbiny.
Komu opowiadamy co zdarzyło się nam na ziemi, dla kogo ustawiamy wszędzie wielkie lustra w nadziei, że napełnią się i tak zostanie?
Zawsze niepewni, czy to byliśmy ja i ty, Annalena, czy kochankowie bez imion na tabliczkach z baśniowej emalii. 
                                                                                  Czesław Miłosz

jestem

jak dobrze móc...


pozwalać słońcu grać na nitkach tęczówek.
zaglądać w oczy spotkanych ludzi głęboko,
dotykać ich idąc czasem na skróty z czasem.
ogrzewać się gamą obrazów dźwięków smaków.
śnić noce soczystych owoców z pestkami.
zostawiać ślady na piasku pływom morza.
skryć skarby pod powiekami
i
wrócić z henny tatuażem.







...więcej i więcej o tem potem.