czwartek, 11 października 2012

smarkata, w głowie szum i robota na akord...

żesz... jasna cholera jaka paskudna mieszanka okoliczności. całe szczęście, że weekend coraz bliżej. mam dość tego tygodnia!
nic tylko wpaść i wypluć się tu:
http://www.chujnia.pl/

uff... przewaliła się rzesza ludzi, każdy coś mówił. wśród nich szef uprawiający nagonkę "tempo, tempo. gotowe, wydrukowane, podpisane?". mam go już dość, powyżej uszu, od jakiegoś czasu jest mało zorientowany w postępie prac. gdyby nie sytuacja na rynku pracy, to właśnie w tym momencie bym się pożegnała. ostatnio dużo o tym myślę, żeby przejść na swoje albo po prostu wyjechać stąd.
jak dobrze, że mogę tu zsypać słowa nie otwierając ust.
trudna sprawa... chorej chodzić do pracy, markotna i ledwo przytomna. dziś posiedzę pewnie do 18. ale może uda mi się coś zrobić. w domu po łyknięciu grypsów wkładam się do łóżka zazwyczaj i praca zostaje w torbie...
niewiele mam czasu dla siebie. chociaż nie do końca... oj, skłamałabym.
-----------------------------
dziwne, nieco pływam po wierzchu siebie, takie mam wrażenie. nie zagłębiam się, nie analizuję, nie spowiadam. ale to nie jest jakiś wymuszony stan ani poza. czasem tylko się zamyślam patrząc na siebie i to co się dzieje wokół. nie chcę przespać życia, ale też nie siłuję się z nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz