wtorek, 9 października 2012

smarkacz

tia... wilgotne od łez spojrzenie, rzewne można by rzec.
pociągająca, szkoda że nosem.
tłuścioszek teraz ze mnie. się spali w tzw. międzyczasie. grunt to nie brać do głowy żeby nie urosło do rangi problemu w głowie. zostawiam to naturze. jest częstokroć mądrzejsza.
ja mocium panie przez tą klimatyzację i zmiany temperatur nieco się podziębiłam.
póki było ciepło było bezobjawowo. a tu w zimnym własnym kraju, bakcyle wyciskają mi łzy z oczu, z nosa kapie i krztuśnie na całego.
wczoraj wizyta u lekarza.

rozmawiałam wczoraj z Niką i okazuje się, że ja już nie za bardzo chcę do tego tematu wracać. jestem w punkcie, w którym niewiele mogę powiedzieć o przyszłości, ale przeszłość jest już zdefiniowana, może po prostu pogodziłam się z nią.
jak mi z tym? dziwnie. wstałam z kolan i wydaje się, że złapałam względną równowagę, mimo chwiejnych jeszcze nóg. tu i teraz jest świadome. coraz częściej słyszę jak mówię co mi się podoba, co drażni. mówię na bieżąco i jest mi dobrze z tym.
najzabawniejszy był dialog z wspomnianą wcześniej nową znajomością:
ja - ... 
on - ...
ja - kurcze, ale ja dorosłam
on - ?
ja - a więc pomyślałam to na głos. (wytłumaczyłam się)
on - tak, to co powiedziałaś było bardzo dojrzałe i wierzę, że niełatwe.
ja - nawet nie wiesz jaki czuję teraz spokój. brzmi to dziwnie, ale jest to dla mnie nieoswojone uczucie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz