piątek, 28 września 2012

z pewnością jestem... no i miłość ptasia na jesień

... roztargniona, roztrzepana, rozkojarzona....
zakręcona jak ruski termos.
masa roboty z tym projektem, a mi jakoś z myśleniem nie po drodze.
jakbym wypadła z rytmu. za to 100 pomysłów na minutę i wciąż zapominam
"co to ja miałam zrobić"...
poza tym zmagam się z syndromem "wielkiej gęby", znaczy notorycznym głodem.
w sumie nie ma się czemu dziwić, po takiej burzy ma prawo rozchodzić się po ciele.

epizod bulimiczny nie wrócił. sądzę, że musiałam młodego i całe to rozgoryczenie dosłownie wyrzucić z siebie. wyrzygać. zobaczyć własną krew na muszli, żeby zdać sobie sprawę z tego jak żałosne są moje utyskiwania, jak nisko mną rzucił ten... powiedzmy odcinek.
nie warto myśleć w tę stronę. robię zwrot.
zwrot za każdym razem kiedy się jeszcze zamyślę i złapię na tym.
wracając do wielkiej gęby....
jestem osobą, która ostatnimi czasy przez wiele lat oscylowała wokół rozm.38. dość typowego zresztą dla mojego wzrostu. rozstanie ciężko przeżyłam... dość powiedzieć, że nie miałam co na siebie włożyć, bo wszystko się osuwało ze mnie. w jakim byłam rozmiarze? otóż poniżej rozm. 34.
żeby było śmiesznie to zmuszałam się do jedzenia, często i sporych porcji. a kiedy po nocach się zrywałam co drugą godzinę poszłam po prochy do lekarza. dostałam stabilizator fizjologicznego snu. miał jednocześnie napędzić apetyt i rozluźnić napięcie mojego organizmu. pomogło. nawet na tyle, że uruchomiło zażeranie, o czym byłam ostrzegana. odstawiłam kiedy niepokojąco się nasiliło napadanie na lodówkę. ale co się rozbestwiły moje nawyki, to ... rozbestwiły.  dosłownie!
co jeszcze u mnie? tak, ze zmian...
ostatni tydzień budzę się regularnie ok. czwartej nad ranem. z początku udawało mi się zasnąć, ale ostatnio odpalam kompa. i czasem wypisuję się tu, a czasem siadam do zdjęć. pomału, powoli zaczynam mieć różne dziwne pomysły graficzne i pracuję nad nimi. grafiki... to za dużo powiedziane. po prostu tak jak słowa tu wysypuję, to moim rysikiem wypluwam plamy na monitor, czasem kartkę.
no i jak nietrudno się domyślić... muzyka na słuchawkach, łapy umorusane ołówkiem...
spóźniam się znów do pracy.
dobrze mi kiedy świt oglądam z kubkiem kawy na balkonie, okryta w koc. o jaskrawości...

ostatnio słyszałam od ulubionego ornitologa taką oto nowinkę (przynajmniej dla mnie):


zaraz wrócę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz