środa, 8 sierpnia 2012

środek

dwa dni w podwórkowym domu kultury. lubię klimat starej pragi w warszawie. w białym znalazłam to na warszawskiej. udaje mi się wyrywać skrawki czasu i pozwalam sobie na wychylanie łba z łupiny codziennego biegu, codziennego niczego. wspólne spędzanie czasu z ludźmi obwieszonymi dziećmi, koralami, cygańskimi szmatami. warsztaty, muzyka, gwar i uśmiechy ludzi. na przemian to zadaję sobie pytanie "co ja tu robię" to stwierdzam "dobrze mi". huśta wio, bujam się dalej niepokojąco.
były... przetrawił artykuł o BPD. zanegował, nazwał ściemą i tanim tłumaczeniem. tyle lat spędzonych razem a on nie widział żadnych niepokojących objawów w moim zachowaniu, mówi że mam silny charakter i osobowość, chyba że "nie znam cię zupełnie i to nie z tobą byłem". "a pamiętasz jak dostawałam szału i mówiłam, że potrzebuję spotkać się ze specjalistą bo źle się czuję. nerwy mi siadają i dzieją się dziwne rzeczy. czuję że wpadam w szaleństwo". milczenie i cisza. zawsze zostawałam sobie sama, kiedy było ok to było miło, kiedy już mniej było mniej. nie wiem, totalne rozwarstwienie, jakby dwa różne byty we mnie, o mnie. szczerze powiedziawszy trudno mi się z nim rozmawia, trudno mi się z facetami rozmawia. nie umiem wytłumaczyć. wiecznie czuję się sama, w innej rzeczywistości, obok. cholera jasna, w głowie mi się ten szum i szaleństwo już nie mieszczą.
koleżanka powiedziała "przestań źle o sobie myśleć, mówić. po prostu pogubiłaś się. trzeba zmian i pracy dołożyć żeby wyjść na prostą". no tak, wystarczy kopania się po głowie. DOŚĆ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz