niedziela, 26 kwietnia 2015

sukienki i suknie... o tym jak to małe dziewczynki o byciu księżniczkami marzą

a marzą?
Niektóre po trzydziestce zdejmują po raz pierwszy spodnie - jak ja. Niektóre przed czterdziestką zadają sobie pytanie "co ja w tym dniu na siebie włożę" - jak ja. Niektóre... ale może od początku.

Fascynuje mnie forma. Oglądanie zdjęć sukien działa na moją wyobraźnię pobudzająco. Zaczęło się od pasji kulturą flamenco - kobieta w tańcu ... trudno mi znaleźć słowa by nazwać bodźce, które odbieram patrząc, słuchając, wreszcie ... samej niezdarnie tańcząc.
Jak łatwo się domyślić stąd był już tylko krok do podglądania co też się dzieje w temacie sukien, a zwłaszcza sukien ślubnych.
Te są projektowane właśnie na wyjątkowy moment - połączenia sacrum i profanum, wszem i wobec. Oto mamy na wieszaku coś, w co opakuje się kobieta by światu i wybrankowi okazać swe wdzięki. Ona to sobą ją wypełni, dynamiką ruchu ostateczną formę nada, więcej... ponoć kobieta przygotowuje się do tego dnia odkąd była małą dziewczynką, zatem to wyśniona kreacja na ten krótki spektakl "bez powtórzeń".
Spodziewać by się można zatem przemyślanych decyzji, odpowiedzi na szereg pytań. Kim jestem? Dokąd idę?
Z kim idę? Co chcę pokazać, a co zasłonić...

Zatem do sedna przechodząc muszę stwierdzić, że...
Po pierwsze - nadal pokutuje beza. Jakby to był obowiązkowy uniform, który należy na ten czas założyć by mieć TO za sobą. Byłoby nie najgorzej gdyby to była prawda. Umawiamy się oto np. na jakąś formę, która przy tej swoistej inicjacji byłaby symbolem przejścia spod klosza rodzinnej opieki, czystości, delikatności panieńskiej w samodzielne partnerskie życie.

Nie, nie...
Oto co się okazuje - beza to synonim księżniczki. Większość kobietek marzy by być księżniczką. Śmieszne to ambicje zważywszy, że 99% naszego społeczeństwa ma rodowód chłopski. Ale ambicje i aspiracje iście pańskie. Szkoda, że jedynie w tym krótkim momencie, szkoda że to pozory.
Patrząc na ogłoszenia sprzedawanych sukien, jak czkawka odbija się kilka formułek... piękna księżniczka, prawdziwa princeska, niesamowita rybka, syrena ze snów, wyjątkowa...
Nieważne czy to strój pod ołtarz, czy też do urzędu. Nieważne czy para będzie szła pieszo, przyjedzie konną karocą, limuzyną, tramwajem czy rowerem. Nieważne gdzie odbędzie się sesja zdjęciowa lub zabawa weselna - obowiązkowo większość kobiet dźwiga halki na kołach, falbany, draperie koronek, długaśne ogony trenów, welony wielowarstwowe, masę cekinów, kryształów Swarowskiego i innych błyskotek. Generalnie panuje zasada im więcej tym lepiej - polskie zastaw się a postaw się.
Bezmyślność, brak umiaru...
I tu pozwolę sobie zanurzyć się w wątek niesmaczny nieco, a może przede wszystkim nieestetyczny. Oto przecież zapisane jest "umiar w jedzeniu i piciu", a jego brak... wiadomo - do rozdętego ciała prowadzi.
Trudno mi zachować spokój gdy widzę suknię na modelce w rozmiarze 34 i o wzroście niebotycznym a zaraz potem zdjęcia panien młodych nieco przysadzistych i w rozmiarach powyżej 38. O niebiesia! Jakież karykatury  można zobaczyć... istny humor satyra.
Powiem krótko - umiar drogie panny i lustro zalecam.
Nie jestem przeciwna krągłościom, wręcz przeciwnie - czasem oczu nie potrafię oderwać od obfitych bioder, piersi, gładkich krągłych twarzy. I w tym rzecz by nie gwałcić piękna natury, odnieść się do proporcji z szacunkiem, ostatecznie po prostu odziać się w swój rozmiar.
Łatwo powiedzieć trudniej zrobić... nic bardziej mylnego.
Oto podstawowa zasada (taka na chłopski rozum), którą w życie można wcielić przy każdej garderobie:
- spójrzmy na siebie i krótko oceńmy własne proporcje (wysoki/niski wzrost, szerokie/wąskie biodra, obfity/skromny biust, jest/brak talii, ramiona pełne/szczupłe...)
- teraz w zależności od proporcji możemy dodawać tam gdzie mamy mniej, a prostym krojem osłaniać to czego mamy akurat lub ponad miarę. I nie dajmy się oszukać bzdurom, że to niby jak na wielkie biodra nałożymy suknię o wielkim kloszu to biodra nam ona osłoni - nie!, dół będzie po wielokroć większy niż jest. A czy przy braku talii gorset sznurować do braku tchu? Nie, po prostu zmieńmy krój, przesuńmy pas np. pod biust. Może się okazać, że to nasz atut (a jeśli nie to krojem dekoltu go podkreślmy), a do tego tkanina pięknie będzie spływała w dół maskując po drodze duże biodra. Nie od dziś wiadomo przecież, że to co ukryte pobudza wyobraźnię, a ta nie szuka fałd tylko na naszą korzyść przemawia.

Podstawowa zasada - mniej znaczy więcej, nie na odwrót moje drogie.
I jeszcze zwrócę uwagę na coś co umyka ... tego dnia każda z pań to jeszcze panna, a w dodatku "młoda".

Tak na marginesie... odkąd pamiętam smucił mnie widok witryn salonów ślubnych. Oto w oknach wystaw, jak na ulicy czerwonych latarni stoją białe plamy udrapowanych tkanin. Ich bezruch przypomina panny co czekają na zaproszenie do tańca. Są na sprzedaż lub do wypożyczenia. Często oszukują bielą. Szyte na wzór i podobieństwo dzieł znanych projektantów lub co gorsza ich koszmarów. Kolejny targ próżności i obłudy, kupczenie, zaprzedawanie.

*autorka przytoczonych powyżej prac: Lim Zhi Wei. Zachęcam do odwiedzin Jej strony - sporo tu energii w tekstach i wyjątkowych grafikach.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz