niby wszyscy o tym wiemy, ale zawsze jest coś, co zamiast przybliżać bliskość odsuwa w czasie na kiedyś. to kiedyś załamuje się kiedy słyszymy o terminie pogrzebu. dziś właśnie żegnamy się z siostrą mojego dziadka. bohaterowie dzieciństwa odchodzą na cmentarz. można się nie zgadzać ale to fakt, rzeczy osobiste stają w bezruchu w miejscach, gdzie zostawiła je ręka, której już nie ma. można je trącać, można zbierać ale już nigdy nie przetną powietrza w znanym nam ruchu. szczotka nie rozczesze włosów, którymi się zabijała, łyżka nie muśnie tych ust i nie stuknie o talerz niezgrabnie. spieszmy się, póki jest komu odpowiadać na pytania. póki ciepło w nich.
potem zostaje pielęgnować pamięć, nosić blisko serca i tęsknić po stracie.
mówiliśmy o Niej ciocia Tedzia. mieszkała dwa domy dalej od dziadka. typ wiejskiej gospodyni, zapracowanej, zapieczonej w sobie, razowej. taka co zadawała konkretne pytania, pokrzykiwała machając kijem, kiedy tylko złapała nas - dzieci biegające w zbożu albo wspinające się na piękny sędziwy kasztan przy drodze. wiecznie przywoływała do porządku kiwając z dezaprobatą palcem.
ale też pamiętam jej śmiech, który marszczył zmarszczki twarzy, odchylał głowę do tyłu, krztusił i wyciskał łzy. ocierała wtedy twarz spracowanymi dłońmi. czasem kiedy letnie słońce zachodziło czerwienią za horyzont wychodziła na ulicę, opierała się o bramę i patrzyła w ciszy w dal, jej błękitno-szare oczy szkliły się wzruszeniem na piękno tego świata.
pamiętam jak do mojej mamy mówiła o nas "żałuję ich, sieroty". nie zgadzałam się z tym nie do końca rozumiejąc. wypytywała często o mojego ojca, który nas zostawił. krytykowała.
chodziła zdecydowanym krokiem, po drogach, po podwórzu. kobieta o dobrym sercu i niełatwym życiu usnęła we wtorek. można wierzyć, że poszła w dalszą drogę ale z pewnością zaznała już spokoju od chorób, bólu i wózka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz