no, no... kolega z ławki mnie wystawił. i to jak! cokolwiek mu mówię, żeby opracował on zlewa to usilnie i ostentacyjnie. bojkot na całego. dlaczego? nieobecna już dziś szefowa nie wymagała od niego inicjatywy. chodziła wokół niego spokojnie projektując i podrzucając wstępne szkice, potem wisiała mu na ramieniu nanosząc na bieżąco korekty. kiedy ja tak robię, kolega jest zrelaksowany i ochoczy do współpracy. niestety rzadko mogę sobie na taki komfort pozwolić, ponieważ zarówno ja jak i kolega dostajemy temat lub zakres. i prawdę mówiąc z moją niepamięcią czasem mam jak zawiązać.
zresztą bardzo trudno mi się chorej pracuje, on widzi na bieżąco jak się męczę.
szlak mnie trafia nieco, bo facet jednym ruchem ostatnio wyrzucił całą koncepcję. wiedział ile pracy mnie to kosztowało. przed urlopem całą sobotę się tym zajmowałam aż do 21 wieczorem, po czym wpadłam do domu, szamka i szybkie pakowanie. za dużo powiedziane - wyjęłam walizkę i wrzucałam do niej na chybił trafił różne szmatki. i bieguskiem na transport na lotnisko. wariactwo.
wracając do tematu... pytam kolegę po powrocie: dlaczego pan to wyrzucił?
- szef powiedział
- ale szefowi pan tłumaczył o co mi chodziło?
- sam nie rozumiałem
- przecież omawiałam to z panem, zostawiłam kartkę z opisem, był pan ze mną na obiekcie i na spotkaniu z inwestorem...wszystko pan wiedział!
- myślałem że to takie luźne gadanie.
no żesz... i jak tu nie złorzeczyć ?
---------------------------------------
to była wycieczka po fragmencie mojego biurkowego dnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz